Z punktu widzenia laika mogę powiedzieć po prostu, że rysunki są śliczne, estetyczne i przyjemne dla oka. Kreska bardzo mi się podobała i chętnie sięgnęłabym po inne komiksy w tym samym stylu. Moim zdaniem to, czy tym komiks spodoba się odbiorcy, zależy w dużej mierze od nastawienia.
Rookie. #1. Jan 15, 2016. Nie mogę zabić przeciwnika. Mam problem z grą polegający na dziwnym braku możliwości zabicia przeciwnika. Opis sytuacji: kilku chłopa przeciwników dookoła, wszystkich zabijam a ich przywódca stoi jak słup soli, niby go zabijam, ale nic poza tym się nie dzieje. Zadanie nie jest zakończone.
Masz wielkie serce. Bez względu na to, co ci się przydarza, jest w tobie coś czystego”. „Dziękuję. Ale to nie dlatego, że jestem naiwna. Kiedy dowiedziałam się, że Cagatay mnie zdradził, chciałam go zabić, ale teraz, kiedy zobaczyłam go w takim stanie, zrobiło mi się go żal. Nie mogę tego kontrolować”.
Na każde dziesięć osób osiem dawało wyraźne sygnały - werbalne lub niewerbalne. Mogły to być stwierdzenia typu: „Już niedługo nie będziesz musiał się o mnie martwić”, „Wszystko jest bez sensu”, „Wolałbym nie żyć” itp. Albo depresja, zamykanie się w sobie, smutek. 3. „Samobójstwu nie można zapobiec”.
Podstawą w tym, jak zabić nużeńca jest metronidazol stosowany w postaci maści, żeli i kremów. W swoim składzie powinny zawierać: 0,2 g mertonidazolu, 0,2 g kwasu borowego, 0,005 g siarczanu cynku, 2,0 g ciekłej parafiny i 10 g białej wazeliny. Pierwotnym zastosowaniem metronidazolu jest kuracja przeciw bakteriom beztlenowym oraz
Wiesz.. też o tym myślalam i myśle, Powiem ci jedno napewno się nie tnij ! Może to troche boli ale zrególy ktoś cię może i tak uraatować czy cos .. Z tymi prochami jest nawet prawda. ;p Ale żeby sie zabić musisz mieć duże powody. <3 Pamiętaj o liściku dla rodziców czy coś
Close. odpowiedział (a) 27.04.2017 o 09:35: a ja mam inną rade bez użycia siły,niech brat pakuje walizki i out,też takie myśli miałem żeby zabić ale stwierdziłem że mam jeszcze dużo rzeczy tak naprawde do zrobienia,a problem sam sie rozwiązował bo brat się wyprowadził i jest o wiele lepiej;) Zobacz 16 odpowiedzi na pytanie: Jak
Ja też staram się wykonywać swoją pracę starannie dlatego mogę sobie wyobrazić że są na świecie ludzie podchodzący poważnie do swoich obowiązków. Mam wrażenie że kolejna moja terapia wreszcie przebiega w ten sposób ale dawniej poznałam nierzetelnych i niekompetentnych terapeutów i lekarzy którzy też często mi szkodzili.
ale ty jednak jesteś durna zwierze też czuje ! zrozumm zabijac nie można a gdy by człowiek wszedłby ci na ogródek zamordowałabyś go. aga152. odpowiedział (a) 18.03.2012 o 22:31: wiesz ja świń nie jem i zadne zwierze które kiedyś żyło. Zobacz 18 odpowiedzi na pytanie: Czy jak groźny pies wejdzie na moją posesje mogę go zabić?
Co się tak gapisz, jak dupa na sedes? Palnąłeś jak łysy grzywką o kant koła! Jesteś pociągająca jak spłuczka od klozetu. Masz nogi jak skrzyżowane drogi. Chłopie ustaw się prostopadle do ściany, weź szybki rozbieg i zdrzemnij się trochę bo Dobranocka dopiero o 19 00. Jesteś tak denna jak świeżość mięsa i wędlin w
QHLSB. Ja też mam życie do d... i na 100% skończę sam na stare lata (o ile dożyję). Ja znam chłopaka (faceta) 2 lata starszy ode mnie, ma 32 lata i ma piękną żonę i córeczkę. Ma wielkie blizny na twarzy i wcale nie jest przystojny, kiedyś razem z nim pracowałem. Ja w wieku dojrzewania też miałem trądzik, nawet teraz w wieku 30 lat czasem widzę u mnie na twarzy jaką dużą czerwoną krostę, którą wyciskam, znika i potem pojawia się następna. Ja mając 30 lat nie golę się, w ogóle nie mam zarostu, twarz gładką jak pupa niemowlaka, z twarzy wyglądam jak 17-latek. Na ulicy często zaczepiają mnie 14-15-latki i mówią do mnie po imieniu, a jak im powiem ile mam lat, to uciekają z głupią miną. Dzieci, które mają po 8-10 lat mówią do mnie po imieniu, traktują mnie jak swojego kolegę, obcy ludzie którzy poznają moje imię mówią do mnie "Andrzejku, Jędrusiu", mówią do mnie 'kolego, młody, ziomuś, koleś". Nastoletnia młodzież mówi do mnie "ziomek, ziomuś", a to wszystko wina młodego wyglądu. To już zaczyna być wkurzające, bo mam już 30 lat skończone, a gdzie się nie ruszę wszyscy do mnie na TY, nawet dzieci. Ja też nie mogę patrzeć na siebie w lustrze, mimo że bardzo często słyszę, że jestem przystojny i mógłbym mieć ładną dziewczynę, gdybym tylko chciał... tak mi ludzie mówią, nawet faceci. Ale co z tego, jak dziewczyna mi tylko zdejmie majtki i od razu ze mną zrywa z uśmiechem na ustach. Proponuję, żebyś przeczytał kilka moich wcześniejszych wypowiedzi, nie tylko na tym forum, ale też na innych, to się dowiesz jakie mam problemy. A to, że podobno jestem przystojniejszy niż wielu innych facetów, to co z tego? Znam facetów na prawdę brzydkich, grubych, jak oddychają, to sapią i mają piękne żony. A z tym mówieniem do mnie zdrobniale to tak jest wszędzie, nawet na forum wszyscy do mnie nie Singiel" tylko "singielek", a w normalnym życiu też wszyscy do mnie mówią zdrobniale. Bardzo często ludzie obcy do mnie "kochanie, słoneczko", jak do dziecka. Ja mam wszystko?.. Ja g... mam!!! Nie chciałbyś mieszkać w takich warunkach w jakich ja mieszkam. Co z tego, że rodzice mi kupuli dom na wsi, jak... (latem jeszcze jest tutaj fajnie) zimą budząc się rano mam w pokoju +10 stopni, dopóki palę w piecu to jest ciepło, ale jak tylko przestanę dorzucać do pieca, to po dwóch i pól godzinie z 30 stopni w pokoju robi się 19, mimo że dom jest ocieplony. Już mierzyłem dokładnie czas. Miałem 30 stopni, wtedy w piecu zgasło, więcej nie dorzuciłem, za dwie i pół godziny już było 19 stopni. W dużym pokoju nie palę w piecu w ogóle i tam jest zimą zero stopni i można tam trzymać jedzenie, szyby są zamarznięte. Jak chcę wyjść do ogródka zimą, to nie mogę, bo drzwi wejściowe zamarzają i nie mogę ich otworzyć, trzeba w nie walić, jak chcę dostać się do pomieszczenia gospodarczego, gdzie mam drewno na opał, to muszę brać ze sobą czajnik z gorącą wodą i najpierw wodą polać kłódkę, żeby można było się dostać do środka, bo zamarza. Furtka, którą się wchodzi do ogrodu też cała zamarznięta i też trzeba ją polewać wodą, bo nie chce się otworzyć, a jak się otworzy, to już nie chce się zamknąć. Jak pootwieram w domu wszystkie drzwi do pokojów, do kuchni, do przedpokoju, to na nogach czuję wiatr. W pomieszczeniu gospodarczym sufit jest podtrzymywany przez wielkie bale, w każdej chwili może się na mnie zawalić, jak będę rąbał drewno. Dach jest zrobiony z azbestu. Po domu zimą biegają mi myszy. W kranie mam zimną wodę, do kąpieli, do mycia naczyń, do wszystkiego muszę ją najpierw nagrzać na kuchence gazowej, muszę kupować butlę gazową. Czy myślisz, że jakaś dziewczyna zdrowa na umyśle będzie chciała ze mną zamieszkać w moim domu, w takich warunkach? Niby na ścianach, na podłodze są położone ładne panele, w kuchni, łazience płytki itd, ale pod tym wszystkim jest ruina, która w każdej chwili może się posypać. Jak chcę mieć dziewczynę, która zgodzi się u mnie zamieszkać, to będę musiał chyba poszukać pod jakimś mostem, wśród tych bezdomnych, bo tylko takiej moje warunki mogą pasować. Do tego jeszcze mam peniska 12cm w pełnym wzwodzie, nie mam stałej pracy, stałych zarobków, jestem bezrobotny, pracuję dorywczo i z tego się utrzymuję, nie mam samochodu, nie mam prawa jazdy, do tego mam ciężką depresję próby samobójcze za sobą, często nawet z łóżka mi się nie chce wstać, zimą w ogóle nie wychodzę z domu, jedynie czasem do sklepu albo do pracy jak ktoś do mnie zadzwoni i potem po mnie przyjedzie i mnie odwiezie do domu. A tak to zimę przesypiam jak niedźwiedź. Nie mam w ogóle życia towarzyskiego, nikt do mnie nie przychodzi poza listonoszem i rodzicami, którzy przyjeżdżają mnie tylko skontrolować i na mnie pokrzyczeć jak na małe dziecko. Ja do nikogo nie chodzę. Nie mam znajomych, nie mam nikogo. Jestem sam jak palec. Śpię przy zapalonym świetle, bo jak je zgaszę to mam przewidzenia i to takie bardzo realistyczne (alkoholu nie piję w ogóle). Święta spędzam sam, w tym roku było moje szóste Święta, które spędziłem w samotności u mnie w domu. Nawet choinki nie ubierałem, bo niby po co? Mój jedyny kontakt z ludźmi to tylko przez internet, albo jak czasem jestem w pracy. Ale wtedy to raczej służbowo się z ludźmi rozmawia. Nie chciałbyś mieć takiego życia jak ja. A w moim wieku zobaczysz że będziesz miał już żonę, a jak nie, to dziewczynę na pewno, a jeżeli chodzi o mnie, to na pewno nic się nie zmieni, za kilkanaście lat dalej będzie tak jak jest teraz. Czyli następne pokolenie, które się urodzi będzie do mnie mówiło "Andrzejku", a ja będę już pod 40tce, dalej będę sam. Wszystkie dzieci ode mnie ze wsi, te które teraz mają po 10-12 lat będą już miały swoje rodziny, swoje dzieci, bo na wsiach żenią się wcześniej niż w miastach, a ja będę starym samotnym dziadem. Nawet ci którzy stoją pod sklepem GS, co się ciągle biją, chodzą pijani, a są w moim wieku - będą mieli żony i dzieci i będą się ze mnie śmiać. A ja tu skończę... jako pośmiewisko dla całej wsi. Już nim jestem. Nawet małe dzieci robią sobie ze mnie żarciki, jak przechodzą obok mojego domu a ja jestem w ogródku, to zawsze słyszę głupie chichotanie i jeszcze głupie teksty w stosunku do mnie. Albo mówią "oooo zobacz - Andrzejek, pedałek hihihih". U mnie na wsi wszyscy mówią, że skoro mam 30 lat i jestem samotny, to znaczy że albo jestem "kaleką, albo pedałem, albo zboczeńcem" i nikt mnie tutaj nie traktuje poważnie. W moim przypadku to akurat to pierwsze... kaleka (12cm). I nie mam co liczyć na to że jakaś dziewczyna z innej wsi będzie mnie chciała, bo ode mnie ze wsi mi psują opinię na okolicznych wsiach i wszyscy mnie znają na obszarze kilkunastu kilometrów. Takiemu jak ja pozostaje tylko samobójstwo, bo ja nie mam przyszłości, a to że będę sam jest bardziej niż pewne i oczywiste. Tacy jak ja nie zakładają rodziny i na nich kończy się ich ród. Z całą pewnością.. ja nie mam zamiaru żyć aż do starości, na pewno wcześniej skończę.
PAP: Czy alergia może zabić człowieka? Prof. Bolesław Samoliński: Są alergie, które są niebezpieczne. Najbardziej dramatyczny przebieg alergii to jest anafilaksja, która – kończąc się wstrząsem anafilaktycznym – może doprowadzić w bardzo szybkim czasie do zgonu. Ale są też i takie postacie, jak np. astma oskrzelowa, przy której zdarzają się incydenty, że pacjent ma tak gwałtowny i silny skurcz oskrzeli, iż powietrze nie dochodzi do pęcherzyków płucnych, nie ma wymiany tlenowej i człowiek się po prostu dusi. Konkludując: zarówno z powodu astmy, jak i wstrząsu anafilaktycznego, alergicy mogą odejść. PAP: Co wywołuje najczęściej wstrząs anafilaktyczny – użądlenia owadów błonkoskrzydłych? U dorosłych takie reakcje na jad os, pszczół czy szerszeni zdarzają się częściej, niż u dzieci, u których takie ryzykowne reakcje ogólnoustrojowe występują raczej po spożyciu pokarmów. A niektóre pokarmy potrafią bardzo uczulać – np. orzeszki ziemne – wywołując wstrząs anafilaktyczny. Mamy dramatyczne opisy w literaturze, które pokazują, że nawet nie trzeba spożyć tego orzeszka, wystarczy być w bezpośrednim sąsiedztwie osoby, która je spożywa i sam pył unoszący się w powietrzu może być tak silnie alergizujący, że doprowadzi do silnej reakcji anafilaktycznej. Zdarzają się także wstrząsy po podaniu leków, zwłaszcza dożylnie – dostarczamy tu bezpośrednio do organizmu substancję, która w bardzo dramatyczny sposób potrafi wywołać reakcję ogólnoustrojową. Natomiast jady owadów błonkoskrzydłych są bardzo ciekawym alergenem, gdyż jeżeli możemy się chronić przed orzeszkami, mlekiem czy czekoladą po prostu ich nie jedząc, możemy wiedzieć, że pewnych leków nie wolno nam brać, to jesteśmy trochę bezbronni wobec tego, że jakaś osa pojawi się w naszym otoczeniu. Reakcja uczuleniowa rozwija się w takiej sytuacji błyskawicznie, w ciągu kilku – kilkunastu minut może być już za późno, żeby uratować użądlonego. PAP: Czy może się zdarzyć, że choć jako dziecko nie byłam uczulona na jad błonkoskrzydłych, to dziś mój organizm dorosłej osoby może zareagować na użądlenie wstrząsem, a ja po prostu o tym nie wiem? Zwykle pacjenci wiedzą, ale faktycznie jest tak, jak pani mówi – we wczesnym dzieciństwie możemy nie reagować na jad błonkoskrzydłych i dopiero później się uczulić. Bo z alergią jest tak, że jest to choroba zależna od środowiska. Geny oczywiście mają swoje znaczenie, ale to środowisko decyduje, na co się uczulamy, gdyż jak się rodzimy, nie mamy żadnego uczulenia – dopiero później je nabywamy z powodu kolejnych kontaktów z alergenem. Przy pierwszym kontakcie – niezależnie od tego, czy jest to jad szerszenia, czy orzeszki – nie wystąpi żadna reakcja. PAP: To oznacza, że jeżeli jestem miłośniczką orzeszków arachidowych i jem ich dużo, to się w końcu na nie uczulę? Tak właśnie jest, i dlatego w Stanach Zjednoczonych, gdzie się spożywa ich faktycznie dużo, alergii na nie też jest sporo. Tam są liczne towarzystwa osób uczulonych na orzeszki, grupy wsparcia, zakładane są portale, na których pacjenci się wzajemnie informują, w jaki sposób ograniczyć potencjalny kontakt z alergenem. Są porady stosowane bezpośrednio do dzieci typu: “Nigdy nie jedz kanapek oferowanych ci przez kolegów, bo nie wiesz, co tam jest”. Natomiast prezydent Obama wydał dekret, aby w szkołach amerykańskich umieścić na ścianie gablotę ze strzykawką zawierającą adrenalinę, obok wisi tablica, na której są zdjęcia dzieci z anafilaksją na skutek zażycia jakiegoś alergenu i napis: “Jeżeli John tak wygląda, zbij szybkę i podaj mu lek w taki a taki sposób”. PAP: Jeśli jesteśmy już przy adrenalinie, to – czy w myśl zasady, że paranoicy żyją dłużej – mogę pójść do apteki, żeby nabyć ten specyfik i nosić go zawsze przy sobie? Adrenalina jest lekiem recepturowym, więc nie można wejść do apteki i tak sobie ją nabyć. Jeśli ktoś nie miał nigdy żadnej reakcji anafilaktycznej, nie ma żadnego uzasadnienia, żeby ją kupował. Ryzyko wystąpienia takiej reakcji wynosi jeden na 300 tys. obywateli, natomiast takiej zagrażającej życiu – jeden na milion, a nawet rzadziej. Łatwo więc policzyć, że masowa sprzedaż adrenaliny i masowe zabezpieczenie populacji kompletnie nie mają sensu. Muszą być medyczne podstawy, żeby zaopatrzyć kogoś w adrenalinę. PAP: Jeśli wiadomo, że ktoś jest na coś bardzo uczulony, to czy może się odczulić? To zależy od alergenu. Na leki w ogóle nie odczulamy, nie ma takiej metody. Jeśli chodzi o jady owadów błonkoskrzydłych, to odczulanie pacjenta powinno być wykonane ze wskazań życiowych. Pacjenci uczuleni na jad osy, pszczoły, szerszenia, a w USA także ognistych mrówek, tzw. fire ants, powinni koniecznie skorzystać z tej metody, nota bene bardzo skutecznej, gdyż po zakończeniu leczenia przechodzi się test polegający na tym, że specjalnie się prowokuje użądlenie owada, który był przyczyną nadwrażliwości – efektem jest kompletna anergia, czyli brak reakcji. Niestety, problem jest z alergenami pokarmowymi, choć są pewne próby radzenia sobie z nimi. Taka najbardziej zaawansowana metoda lecznicza odczulania jest na orzeszki ziemne. Niektórzy się śmieją, że po tym odczulaniu pacjent może zjeść dwa-trzy orzeszki, bo mniej więcej taki efekt uzyskujemy. Problem w tym, że przy alergii na orzeszki, jak już mówiłem, śladowe ich ilości mogą wywołać wstrząs anafilaktyczny, a w rezultacie zgon, więc jeśli pacjenta odczulimy to nie po to, żeby się zajadał orzeszkami, tylko po to, aby go przypadkiem nie zabiły. PAP: Wyobrażam sobie, iż sama świadomość, że jest jakaś substancja, która może nas zabić, kiepsko wpływa na psychikę. To jest paraliżujące. Miałem pacjentkę, młodą kobietę, zdolną studentkę, a wkrótce pracownika naukowego – jak się okazało, była uczulona na selera, po spożyciu którego dostała wstrząsu anafilaktycznego. Po tym przeżyciu bała się cokolwiek zjeść, trudno było ją przekonać, że jest tylko jeden alergen, który jej szkodzi. Była przerażona, wprowadziła restrykcyjną dietę, która powodowała niedobory w jej organizmie. Wykonałem u tej pacjentki szeroką diagnostykę – nie w celu wykrycia nowych alergenów, choć i to mogło się zdarzyć, tylko po to, aby ją uspokoić, przekonać, że jest wiele pokarmów, które może bezpiecznie spożywać. PAP: Odwzajemnię się taką historią: pewien pan nie mógł spożywać alkoholu, gdyż bardzo po nim chorował, puchł cały, natomiast abstynencja bardzo szkodziła mu w interesach. Postanowiono go przebadać, bo niby dlaczego zdrowy chłop nie może. I okazało się, że mógł pić wódkę, ale pod warunkiem, że nie zakąszał jej koreczkami serowymi, które kilka dekad temu były bardzo popularne na zakrapianych imprezach. To jest znakomity przykład, jak trudnym zagadnieniem jest alergologia, gdzie specjalista wciela się w rolę detektywa na tropie zbrodniarza. Czysty alkohol – spirytus czy czysta wódka – jeżeli nie ma domieszek, nie uczula, nie powoduje więc reakcji ogólnoustrojowych. Natomiast jest czynnikiem spustowym, co oznacza, że jeżeli ktoś zje substancję uczulającą i popije to alkoholem, to ma zwiększone ryzyko reakcji anafilaktycznej. Takimi czynnikami spustowymi są też wysiłek fizyczny i zmęczenie. Nie ma oczywiście uczulenia na zmęczenie, ale jest reakcja – organizm pacjenta łatwiej reaguje na alergen. W przypadku alkoholu może być tak, że normalnie człowiek będzie spożywał jakąś substancję i nie będzie żadnej reakcji, a jeśli będzie, to łagodna, natomiast po zalaniu środka alergizującego “procentami” organizm może zareagować dramatycznie. PAP: Nie myślałam, że alergologia jest tak fascynująca… To opowiem pani inną historię, która wprawdzie nie wiąże się ze wstrząsem anafilaktycznym, tylko alergiczną wysypką. Jest opisany przypadek pacjenta, który uważał, że ma uczulenie na własnego kota, ponieważ po każdym kontakcie ze zwierzęciem dostawał na skórze wysypki. Jednak testy alergiczne wykazały, że on nie ma uczulenia na kota. To skąd ta wysypka? Swędząca, typowo alergiczna? Okazało się, że w uszach kota zagnieździły się roztocze zwane Otodectes, i to właśnie one uczulały pacjenta. Mógł sobie dalej żyć z kotem, wystarczyło wytępić roztocze w uszach. Często się zdarza, że pacjent przychodzi i mówi, iż ma uczulenie na to i na to, a my nie możemy tego potwierdzić w badaniach, dopiero skrupulatne śledztwo, uzupełnione testami laboratoryjnymi, pozwala wykryć czynnik sprawczy, który często okazuje się czymś, co “przy okazji” występuje. PAP: Nie poruszyliśmy jeszcze kwestii alergii wziewnych, a przecież te pyłki, które fruwają w powietrzu, też nas mogą zabić. Czy jest ratunek dla biednych alergików? Astma oskrzelowa to ciężka choroba alergiczna, zresztą są jej różne odmiany – łagodna, incydentalna, przewlekła… No i oczywiście ta ciężka, która na szczęście nie jest bardzo częsta – jeden na 100 przypadków astmy ma ciężką postać, pozostałe 99, nawet jeśli są zaostrzenia, jeśli pacjent się źle czuje, to najczęściej choroba jest źle kontrolowana, czyli niewłaściwe leki są stosowane, albo po prostu pacjent leków nie bierze. Natomiast astma ciężka to taka, że choć dajemy leki, to efektu nie ma. Robiliśmy badania, w których porównywaliśmy ciężkie przebiegi alergii i wyszło, że ci “ciężcy” pacjenci mają bardzo dużo skomplikowanych uczuleń, z wieloma reakcjami krzyżowymi, dlatego tak bardzo chorują. Jest też postać astmy niealergicznej, gdzie żaden alergen nie działa na organizm, i w grupie tych pacjentów przebieg choroby jest łagodniejszy, niż wśród alergików. PAP: Może się więc zdarzyć, że ktoś jest uczulony jednocześnie na pyłki traw, sierść swojego psa i jeszcze na truskawki? Tak, to jest tzw. polisensytyzacja, czyli uczulenie na wiele alergenów naraz. Jest to zjawisko, któremu towarzyszy wielochorobowość alergiczna, czyli współwystępowanie różnych postaci alergii. Można mieć izolowaną astmę alergiczną, jest to rzadkie, ale się zdarza, można mieć tylko katar alergiczny, można mieć tylko alergię pokarmową z objawami skórnymi, ale można mieć też jednocześnie zapalenie spojówek, katar, astmę, i jeszcze w dodatku atopowe zapalenie skóry. PAP: I do tego biegunkę… Ona jest konsekwencją alergii pokarmowej, ale tak, zgadza się, biegunka też może być, co jest typowe dla pacjentów, którzy mają tę polisensytyzację. Im mniej alergenów uczula danego pacjenta, tym jego stan jest lepszy i na odwrót – im więcej, tym jego stan jest gorszy i trudnej takiego pacjenta prowadzić. PAP: Ludzie często lekceważą alergię, mówią: nic mu nie jest, jakieś wymysły. Słusznie? Trzeba mieć do tego zdrowy stosunek. Większość pacjentów ma łagodną postać alergii, nie potrzebują odczulania, tylko incydentalnie, kiedy niewielkie objawy się pojawią, wystarczy, że wezmą tabletkę leku przeciwalergicznego. Jeśli jednak pacjent ma objawy alergii częściej, niż raz w tygodniu, szczególnie astmy, wtedy mówimy już o umiarkowanej postaci, albo jeszcze gorzej – o przewlekłej bądź ciężkiej. Taki pacjent powinien trafić do lekarza. Zresztą – każdy pacjent z alergią powinien do niego trafić, aby wiedzieć, na co jest uczulony, co pozwala na najlepszą i najtańszą metodę leczniczą, jaką jest unikanie alergenu. Jeśli jednak mamy umiarkowaną, najczęściej występującą postać alergii, która ma przewlekły charakter – czyli gdy objawy występują łącznie częściej, niż przez cztery tygodnie w roku – to taki pacjent wymaga specjalistycznej opieki, rozważenia odczulania, jeśli jest ono możliwe, stałego podawania leków. Przy czym nie chodzi o to, że objawy muszą występować jednym ciągiem, sumujemy ich występowanie przez cały rok: np. ma uczulenie na brzozę, a ona pyli dwa tygodnie, więc ma przez dwa tygodnie objawy, a do tego dołącza się uczulenie na trawy, a one pylą około miesiąca, to już w tym momencie mamy przewlekły charakter tego uczulenia. A jeśli taki chory ma uczulenie na jeszcze inne alergeny powietrznopochodne, to on może chorować od lutego do września, czyli ponad pół roku. PAP: Dlaczego pacjent, który ma często incydenty alergii i długo utrzymujące się objawy powinien stale przyjmować leki? Dlatego, że alergia jest samonakręcającą się chorobą. Jeżeli mam problem z alergenem i ten kontakt się powtarza, to każdy następny będzie powodował jeszcze większe zapalenie alergiczne. To się po angielsku nazywa priming effect, czyli efekt wzmocnienia, który obserwujemy u naszych chorych. Mamy różne grupy leków – np. przeciwhistaminowe, które są w postaci tabletek, szybko działają, ale tylko na pewien fragment zapalenia alergicznego, nie tłumią go całkowicie. A te, które zostaje, jest najgorsze – tzw. zapalenie eozynofilowe, odpowiadające za astmę oskrzelową, w którym komórki układu immunologicznego powodują destrukcję tkanek. Dlatego to zapalenie musi być stłumione, nie możemy go zostawić, bo pacjent będzie coraz bardziej chory, więc jedyną strategią jest włączenie leków przeciwzapalnych, sterydów. Pacjenci się martwią, czy te sterydy im nie zaszkodzą, nie zniszczą organizmu, ale uspokoję: mamy bardzo nowoczesne leki, one działają selektywnie, nie na cały organizm, w dodatku są metabolizowane w 99 proc., w związku z czym mają bardzo wysoki profil bezpieczeństwa przy dobrej skuteczności. Taki pacjent powinien być jednak pod stałą opieką lekarza, który będzie monitorował jego stan zdrowia, w razie potrzeby regulował dawki leków etc. To jest zresztą grupa pacjentów, która idealnie nadaje się do odczulania, jeśli z jakichś powodów nie ma do tego przeciwskazań. Bo przewlekły charakter alergii, np. na roztocze z kurzu domowego, pyłki kwitnących roślin, to są idealne modele do skutecznego odczulania – podając szczepionkę zmieniamy reaktywność pacjenta, ten staje się mniej wrażliwy na alergen. PAP: A co, jeśli mamy do czynienia z pacjentem, który jest uczulony na wszystko, na “świat”? Tutaj nie ma dobrych rokowań. Możemy próbować, ale tacy pacjenci wymagają większego skupienia i większego doświadczenia ze strony lekarzy, którzy muszą podjąć decyzję, czy w ogóle da się ich odczulić, a jeśli tak, to w jaki sposób – to jest już górna liga specjalistów. Natomiast czasem tych uczuleń jest tyle, iż odczulanie nie ma sensu – odczulę na jedno, a pacjent będzie nadal chorował, bo jest uczulony na inne alergeny. Odczulę na kolejne, ale on jeszcze na inne jest uczulony. Polisensytyzacja redukuje szanse wyleczenia. To ma szczególne znaczenie przy alergii, która objawia się atopowym zapaleniem skóry – w przypadku takich pacjentów odczulanie ma sens tylko wtedy, jeśli mają oni uczulenie na jeden alergen. Natomiast, jeśli pacjent jest uczulony na wiele alergenów, i to pokarmowych, do tego dochodzą uczulenia na alergeny powietrznopochodne, najczęściej roztocze, to na skuteczne odczulenie nie ma większych szans. Wprawdzie atopowe zapalenie skóry nie jest chorobą śmiertelną, ale ona tak potrafi zniszczyć życie człowiekowi, że odechciewa mu się żyć. Wyobraźmy sobie młode dziewczyny, które mają chropowatą, swędzącą skórę, nie mogą się wyspać, siada im psychika, czują się inne, wstydzą się swojego wyglądu, a czynnik psychiczny nasila jeszcze te dolegliwości, więc się drapią. Ostatnio przeczytałem wypowiedź mojego kolegi po fachu, prof. Jacka Szepietowskiego, i w stu procentach się z nią zgadzam – świąd jest jednym z najgorszych objawów, jakie występują. Można samobójstwo z tego powodu popełnić, jeżeli człowiek nie opanuje świądu. A świąd jest integralną częścią alergii skórnej. PAP: Można komuś, kto cierpi ból, dać tabletkę przeciwbólową, ale czy są tabletki na świąd? Są, ale nie tak skuteczne, jak leki przeciwbólowe. Ból jest łatwiej opanować, więc jest on mniejszym problemem, niż świąd. W najgorszym przypadku mamy narkotyczne leki przeciwbólowe, którymi potrafimy najsilniejszy ból opanować. W przypadku świądu nie potrafimy osiągnąć pełnego sukcesu. No i problem jest w tym, że te leki przeciwświądowe bardzo upośledzają sprawność funkcjonowania pacjenta, gdyż są to zwykle środki uspokajające, więc pacjent będzie wciąż spał. Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
Są alergie, które są niebezpieczne. Najbardziej dramatyczny przebieg alergii to jest anafilaksja, która - kończąc się wstrząsem anafilaktycznym - może doprowadzić w bardzo szybkim czasie do zgonu - powiedział PAP prof. Bolesław Samoliński, alergolog, otolaryngolog, specjalista zdrowia publicznego. PAP: Czy alergia może zabić człowieka?Prof. Bolesław Samoliński: Są alergie, które są niebezpieczne. Najbardziej dramatyczny przebieg alergii to jest anafilaksja, która - kończąc się wstrząsem anafilaktycznym - może doprowadzić w bardzo szybkim czasie do zgonu. Ale są też i takie postacie, jak np. astma oskrzelowa, przy której zdarzają się incydenty, że pacjent ma tak gwałtowny i silny skurcz oskrzeli, iż powietrze nie dochodzi do pęcherzyków płucnych, nie ma wymiany tlenowej i człowiek się po prostu dusi. Konkludując: zarówno z powodu astmy, jak i wstrząsu anafilaktycznego, alergicy mogą odejść. KOMENTARZE (0) Do artykułu: Prof. Samoliński: Alergia może zabić (wywiad)
Alergia może mieć dramatyczny przebieg. W przypadku wstrząsu anafilaktycznego można mówić o igraniu z życiem. O tym, jak niebezpieczna mogą być alergie, mówi prof. Bolesław Samoliński, alergolog, otolaryngolog, specjalista zdrowia publicznego. Fot. WUM PAP: Czy alergia może zabić człowieka? Prof. Bolesław Samoliński: Są alergie, które są niebezpieczne. Najbardziej dramatyczny przebieg alergii to jest anafilaksja, która - kończąc się wstrząsem anafilaktycznym - może doprowadzić w bardzo szybkim czasie do zgonu. Ale są też i takie postacie, jak np. astma oskrzelowa, przy której zdarzają się incydenty, że pacjent ma tak gwałtowny i silny skurcz oskrzeli, iż powietrze nie dochodzi do pęcherzyków płucnych, nie ma wymiany tlenowej i człowiek się po prostu dusi. Konkludując: zarówno z powodu astmy, jak i wstrząsu anafilaktycznego, alergicy mogą odejść. Co wywołuje najczęściej wstrząs anafilaktyczny – użądlenia owadów błonkoskrzydłych? U dorosłych takie reakcje na jad os, pszczół czy szerszeni zdarzają się częściej, niż u dzieci, u których takie ryzykowne reakcje ogólnoustrojowe występują raczej po spożyciu pokarmów. A niektóre pokarmy potrafią bardzo uczulać – np. orzeszki ziemne – wywołując wstrząs anafilaktyczny. Mamy dramatyczne opisy w literaturze, które pokazują, że nawet nie trzeba spożyć tego orzeszka, wystarczy być w bezpośrednim sąsiedztwie osoby, która je spożywa i sam pył unoszący się w powietrzu może być tak silnie alergizujący, że doprowadzi do silnej reakcji anafilaktycznej. Zdarzają się także wstrząsy po podaniu leków, zwłaszcza dożylnie – dostarczamy tu bezpośrednio do organizmu substancję, która w bardzo dramatyczny sposób potrafi wywołać reakcję ogólnoustrojową. Natomiast jady owadów błonkoskrzydłych są bardzo ciekawym alergenem, gdyż jeżeli możemy się chronić przed orzeszkami, mlekiem czy czekoladą po prostu ich nie jedząc, możemy wiedzieć, że pewnych leków nie wolno nam brać, to jesteśmy trochę bezbronni wobec tego, że jakaś osa pojawi się w naszym otoczeniu. Reakcja uczuleniowa rozwija się w takiej sytuacji błyskawicznie, w ciągu kilku - kilkunastu minut może być już za późno, żeby uratować użądlonego. Czy może się zdarzyć, że choć jako dziecko nie byłam uczulona na jad błonkoskrzydłych, to dziś mój organizm dorosłej osoby może zareagować na użądlenie wstrząsem, a ja po prostu o tym nie wiem? Zwykle pacjenci wiedzą, ale faktycznie jest tak, jak pani mówi – we wczesnym dzieciństwie możemy nie reagować na jad błonkoskrzydłych i dopiero później się uczulić. Bo z alergią jest tak, że jest to choroba zależna od środowiska. Geny oczywiście mają swoje znaczenie, ale to środowisko decyduje, na co się uczulamy, gdyż jak się rodzimy, nie mamy żadnego uczulenia – dopiero później je nabywamy z powodu kolejnych kontaktów z alergenem. Przy pierwszym kontakcie – niezależnie od tego, czy jest to jad szerszenia, czy orzeszki – nie wystąpi żadna reakcja. To oznacza, że jeżeli jestem miłośniczką orzeszków arachidowych i jem ich dużo, to się w końcu na nie uczulę? Tak właśnie jest, i dlatego w Stanach Zjednoczonych, gdzie się spożywa ich faktycznie dużo, alergii na nie też jest sporo. Tam są liczne towarzystwa osób uczulonych na orzeszki, grupy wsparcia, zakładane są portale, na których pacjenci się wzajemnie informują, w jaki sposób ograniczyć potencjalny kontakt z alergenem. Są porady stosowane bezpośrednio do dzieci typu: "Nigdy nie jedz kanapek oferowanych ci przez kolegów, bo nie wiesz, co tam jest". Natomiast prezydent Obama wydał dekret, aby w szkołach amerykańskich umieścić na ścianie gablotę ze strzykawką zawierającą adrenalinę, obok wisi tablica, na której są zdjęcia dzieci z anafilaksją na skutek zażycia jakiegoś alergenu i napis: "Jeżeli John tak wygląda, zbij szybkę i podaj mu lek w taki a taki sposób". Jeśli jesteśmy już przy adrenalinie, to - czy w myśl zasady, że paranoicy żyją dłużej - mogę pójść do apteki, żeby nabyć ten specyfik i nosić go zawsze przy sobie? Adrenalina jest lekiem recepturowym, więc nie można wejść do apteki i tak sobie ją nabyć. Jeśli ktoś nie miał nigdy żadnej reakcji anafilaktycznej, nie ma żadnego uzasadnienia, żeby ją kupował. Ryzyko wystąpienia takiej reakcji wynosi jeden na 300 tys. obywateli, natomiast takiej zagrażającej życiu – jeden na milion, a nawet rzadziej. Łatwo więc policzyć, że masowa sprzedaż adrenaliny i masowe zabezpieczenie populacji kompletnie nie mają sensu. Muszą być medyczne podstawy, żeby zaopatrzyć kogoś w adrenalinę. Jeśli wiadomo, że ktoś jest na coś bardzo uczulony, to czy może się odczulić? To zależy od alergenu. Na leki w ogóle nie odczulamy, nie ma takiej metody. Jeśli chodzi o jady owadów błonkoskrzydłych, to odczulanie pacjenta powinno być wykonane ze wskazań życiowych. Pacjenci uczuleni na jad osy, pszczoły, szerszenia, a w USA także ognistych mrówek, tzw. fire ants, powinni koniecznie skorzystać z tej metody, nota bene bardzo skutecznej, gdyż po zakończeniu leczenia przechodzi się test polegający na tym, że specjalnie się prowokuje użądlenie owada, który był przyczyną nadwrażliwości - efektem jest kompletna anergia, czyli brak reakcji. Niestety, problem jest z alergenami pokarmowymi, choć są pewne próby radzenia sobie z nimi. Taka najbardziej zaawansowana metoda lecznicza odczulania jest na orzeszki ziemne. Niektórzy się śmieją, że po tym odczulaniu pacjent może zjeść dwa-trzy orzeszki, bo mniej więcej taki efekt uzyskujemy. Problem w tym, że przy alergii na orzeszki, jak już mówiłem, śladowe ich ilości mogą wywołać wstrząs anafilaktyczny, a w rezultacie zgon, więc jeśli pacjenta odczulimy to nie po to, żeby się zajadał orzeszkami, tylko po to, aby go przypadkiem nie zabiły. Wyobrażam sobie, iż sama świadomość, że jest jakaś substancja, która może nas zabić, kiepsko wpływa na psychikę. To jest paraliżujące. Miałem pacjentkę, młodą kobietę, zdolną studentkę, a wkrótce pracownika naukowego - jak się okazało, była uczulona na selera, po spożyciu którego dostała wstrząsu anafilaktycznego. Po tym przeżyciu bała się cokolwiek zjeść, trudno było ją przekonać, że jest tylko jeden alergen, który jej szkodzi. Była przerażona, wprowadziła restrykcyjną dietę, która powodowała niedobory w jej organizmie. Wykonałem u tej pacjentki szeroką diagnostykę – nie w celu wykrycia nowych alergenów, choć i to mogło się zdarzyć, tylko po to, aby ją uspokoić, przekonać, że jest wiele pokarmów, które może bezpiecznie spożywać. Nie poruszyliśmy jeszcze kwestii alergii wziewnych, a przecież te pyłki, które fruwają w powietrzu, też nas mogą zabić. Czy jest ratunek dla biednych alergików? Astma oskrzelowa to ciężka choroba alergiczna, zresztą są jej różne odmiany – łagodna, incydentalna, przewlekła… No i oczywiście ta ciężka, która na szczęście nie jest bardzo częsta – jeden na 100 przypadków astmy ma ciężką postać, pozostałe 99, nawet jeśli są zaostrzenia, jeśli pacjent się źle czuje, to najczęściej choroba jest źle kontrolowana, czyli niewłaściwe leki są stosowane, albo po prostu pacjent leków nie bierze. Natomiast astma ciężka to taka, że choć dajemy leki, to efektu nie ma. Robiliśmy badania, w których porównywaliśmy ciężkie przebiegi alergii i wyszło, że ci "ciężcy" pacjenci mają bardzo dużo skomplikowanych uczuleń, z wieloma reakcjami krzyżowymi, dlatego tak bardzo chorują. Jest też postać astmy niealergicznej, gdzie żaden alergen nie działa na organizm, i w grupie tych pacjentów przebieg choroby jest łagodniejszy, niż wśród alergików. Może się więc zdarzyć, że ktoś jest uczulony jednocześnie na pyłki traw, sierść swojego psa i jeszcze na truskawki? Tak, to jest tzw. polisensytyzacja, czyli uczulenie na wiele alergenów naraz. Jest to zjawisko, któremu towarzyszy wielochorobowość alergiczna, czyli współwystępowanie różnych postaci alergii. Można mieć izolowaną astmę alergiczną, jest to rzadkie, ale się zdarza, można mieć tylko katar alergiczny, można mieć tylko alergię pokarmową z objawami skórnymi, ale można mieć też jednocześnie zapalenie spojówek, katar, astmę, i jeszcze w dodatku atopowe zapalenie skóry. I do tego biegunkę… Ona jest konsekwencją alergii pokarmowej, ale tak, zgadza się, biegunka też może być, co jest typowe dla pacjentów, którzy mają tę polisensytyzację. Im mniej alergenów uczula danego pacjenta, tym jego stan jest lepszy i na odwrót – im więcej, tym jego stan jest gorszy i trudnej takiego pacjenta prowadzić. Ludzie często lekceważą alergię, mówią: nic mu nie jest, jakieś wymysły. Słusznie? Trzeba mieć do tego zdrowy stosunek. Większość pacjentów ma łagodną postać alergii, nie potrzebują odczulania, tylko incydentalnie, kiedy niewielkie objawy się pojawią, wystarczy, że wezmą tabletkę leku przeciwalergicznego. Jeśli jednak pacjent ma objawy alergii częściej, niż raz w tygodniu, szczególnie astmy, wtedy mówimy już o umiarkowanej postaci, albo jeszcze gorzej – o przewlekłej bądź ciężkiej. Taki pacjent powinien trafić do lekarza. Zresztą - każdy pacjent z alergią powinien do niego trafić, aby wiedzieć, na co jest uczulony, co pozwala na najlepszą i najtańszą metodę leczniczą, jaką jest unikanie alergenu. Jeśli jednak mamy umiarkowaną, najczęściej występującą postać alergii, która ma przewlekły charakter – czyli gdy objawy występują łącznie częściej, niż przez cztery tygodnie w roku – to taki pacjent wymaga specjalistycznej opieki, rozważenia odczulania, jeśli jest ono możliwe, stałego podawania leków. Przy czym nie chodzi o to, że objawy muszą występować jednym ciągiem, sumujemy ich występowanie przez cały rok: np. ma uczulenie na brzozę, a ona pyli dwa tygodnie, więc ma przez dwa tygodnie objawy, a do tego dołącza się uczulenie na trawy, a one pylą około miesiąca, to już w tym momencie mamy przewlekły charakter tego uczulenia. A jeśli taki chory ma uczulenie na jeszcze inne alergeny powietrznopochodne, to on może chorować od lutego do września, czyli ponad pół roku. Dlaczego pacjent, który ma często incydenty alergii i długo utrzymujące się objawy powinien stale przyjmować leki? Dlatego, że alergia jest samonakręcającą się chorobą. Jeżeli mam problem z alergenem i ten kontakt się powtarza, to każdy następny będzie powodował jeszcze większe zapalenie alergiczne. To się po angielsku nazywa priming effect, czyli efekt wzmocnienia, który obserwujemy u naszych chorych. Mamy różne grupy leków – np. przeciwhistaminowe, które są w postaci tabletek, szybko działają, ale tylko na pewien fragment zapalenia alergicznego, nie tłumią go całkowicie. A te, które zostaje, jest najgorsze – tzw. zapalenie eozynofilowe, odpowiadające za astmę oskrzelową, w którym komórki układu immunologicznego powodują destrukcję tkanek. Dlatego to zapalenie musi być stłumione, nie możemy go zostawić, bo pacjent będzie coraz bardziej chory, więc jedyną strategią jest włączenie leków przeciwzapalnych, sterydów. Pacjenci się martwią, czy te sterydy im nie zaszkodzą, nie zniszczą organizmu, ale uspokoję: mamy bardzo nowoczesne leki, one działają selektywnie, nie na cały organizm, w dodatku są metabolizowane w 99 proc., w związku z czym mają bardzo wysoki profil bezpieczeństwa przy dobrej skuteczności. Taki pacjent powinien być jednak pod stałą opieką lekarza, który będzie monitorował jego stan zdrowia, w razie potrzeby regulował dawki leków etc. To jest zresztą grupa pacjentów, która idealnie nadaje się do odczulania, jeśli z jakichś powodów nie ma do tego przeciwskazań. Bo przewlekły charakter alergii, np. na roztocze z kurzu domowego, pyłki kwitnących roślin, to są idealne modele do skutecznego odczulania – podając szczepionkę zmieniamy reaktywność pacjenta, ten staje się mniej wrażliwy na alergen. A co, jeśli mamy do czynienia z pacjentem, który jest uczulony na wszystko, na "świat"? Tutaj nie ma dobrych rokowań. Możemy próbować, ale tacy pacjenci wymagają większego skupienia i większego doświadczenia ze strony lekarzy, którzy muszą podjąć decyzję, czy w ogóle da się ich odczulić, a jeśli tak, to w jaki sposób – to jest już górna liga specjalistów. Natomiast czasem tych uczuleń jest tyle, iż odczulanie nie ma sensu – odczulę na jedno, a pacjent będzie nadal chorował, bo jest uczulony na inne alergeny. Odczulę na kolejne, ale on jeszcze na inne jest uczulony. Polisensytyzacja redukuje szanse wyleczenia. To ma szczególne znaczenie przy alergii, która objawia się atopowym zapaleniem skóry – w przypadku takich pacjentów odczulanie ma sens tylko wtedy, jeśli mają oni uczulenie na jeden alergen. Natomiast, jeśli pacjent jest uczulony na wiele alergenów, i to pokarmowych, do tego dochodzą uczulenia na alergeny powietrznopochodne, najczęściej roztocze, to na skuteczne odczulenie nie ma większych szans. Wprawdzie atopowe zapalenie skóry nie jest chorobą śmiertelną, ale ona tak potrafi zniszczyć życie człowiekowi, że odechciewa mu się żyć. Wyobraźmy sobie młode dziewczyny, które mają chropowatą, swędzącą skórę, nie mogą się wyspać, siada im psychika, czują się inne, wstydzą się swojego wyglądu, a czynnik psychiczny nasila jeszcze te dolegliwości, więc się drapią. Ostatnio przeczytałem wypowiedź mojego kolegi po fachu, prof. Jacka Szepietowskiego, i w stu procentach się z nią zgadzam – świąd jest jednym z najgorszych objawów, jakie występują. Można samobójstwo z tego powodu popełnić, jeżeli człowiek nie opanuje świądu. A świąd jest integralną częścią alergii skórnej. Można komuś, kto cierpi ból, dać tabletkę przeciwbólową, ale czy są tabletki na świąd? Są, ale nie tak skuteczne, jak leki przeciwbólowe. Ból jest łatwiej opanować, więc jest on mniejszym problemem, niż świąd. W najgorszym przypadku mamy narkotyczne leki przeciwbólowe, którymi potrafimy najsilniejszy ból opanować. W przypadku świądu nie potrafimy osiągnąć pełnego sukcesu. No i problem jest w tym, że te leki przeciwświądowe bardzo upośledzają sprawność funkcjonowania pacjenta, gdyż są to zwykle środki uspokajające, więc pacjent będzie wciąż spał. PRZECZYTAJ TAKŻE: Alergia pokarmowa wiąże się z niższym ryzykiem zakażenia SARS-CoV-2 [BADANIE] Aż 80 proc. dzieci może odziedziczyć alergię po rodzicach [BADANIA]